Jedna z właścicielek marki RISK made in Warsaw Antonina Samecka wydała ostatnio piękną książkę. Publikacja składa się z trzech części – pierwsza z nich to rady i sugestie autorki, druga rozmowy o modzie z osobami dla niej ważnymi, a trzecia nosi przewrotny tytuł „10 rzeczy, których nie musisz robić, ani mieć”.
Rozdział pierwszy „Co ja mam na siebie włożyć”?
Jak w każdej publikacji, jedne rzeczy przypadły mi do gustu, a inne zupełnie nie. Jakie tezy z pierwszej części książki podobały mi się najbardziej? Przede wszystkim zgadzam się z tym, że to jak wyglądamy jest ważne, ponieważ pokazuje naszą osobowość i wpływa na pierwsze wrażenie. Pozytywnie zaskoczyło mnie także zdroworozsądkowe podejście autorki – nie wszystko co mamy w szafie musi do siebie pasować, nie warto wydawać pieniędzy na chwilowe must have, czyli trendy, które za chwilę ulegną zmianie. Zaciekawiła mnie także kwestia wyrzucania ubrań, tak jak autorka, unikam wywracania swojej szafy do góry nogami i czyszczenia jej do zera tylko dlatego, że przeczytałam książkę o sprzątaniu czy ktoś powiedział mi, że mam za dużo ubrań. Antonina Samecka doskonale rozumie, że niektóre ubrania muszą przeleżeć swoje, a niektóre zostać na zawsze. Sukienka, w której byłyśmy na pierwszej randce z mężem, bluzka na punkcie, której szalałyśmy w młodości czy torebka, na którą długo zbierałyśmy pieniądze – tych rzeczy nie wyrzucimy od tak. Najbardziej do gustu przypadł mi fragment o kobiecym ubiorze w pracy. Drogie Panie: kobiecość to nasza siła! Nie chowajmy się w garniturowe zestawy niepasujące do naszej sylwetki, nie ścinajmy włosów na krótko – można być dobrym szefem w sukience – wystarczą nam odpowiednie kwalifikacje, pewność siebie i decyzyjność. Bardzo ważnym fragmentem jest część o porównywaniu się do kobiet z pierwszych stron gazet. Zdaniem autorki (i moim) nie warto tego robić, należy zawsze pamiętać, że za każdą sesją na okładkę stoi cały sztab ludzi, że żadna z modelek nie wygląda tak na co dzień, zaraz po wstaniu z łóżka. Podoba mi się także główna myśl tekstu mówiąca, że styl to proces, który zmienia się razem ze zmianami w naszym życiu.
Rozdział drugi i trzeci
Nie da się ocenić drugiej części książki, czyli rozmów z osobami interesujących się i zawodowo związanych z modą – dla każdego z nas jest ona czymś innym. Najbardziej spodobała mi się część poświęcona Karolinie Sulej, chociaż wiem, że każda z nas będzie miała innego faworyta. W kilku rozmowach strój jawi się jako kostium z czym zupełnie się nie zgadzam – nie mamy być przebrane, a ubrane, mamy czuć się sobą, a nie kimś innym. Oczywiście, że są w nas różne cząstki, pełnimy wiele ról społecznych, a czasami chcemy być po prostu niezauważalne, bo mamy gorszy dzień i najbardziej marzy nam się lewitacja nad miastem – w tym wszystkim jednak musimy pozostać sobą. Ostatnia część książki opisuje z kolei listę rzeczy przydatnych dla autorki, jej własnych, z którymi czuje się ona najlepiej. Moim zdaniem to doskonałe modowe ćwiczenie – wybranie ze wszystkich elementów budujących nasz styl tych dziesięciu najważniejszych. Z pewnością sprawi to, że nasze indywidualne podejście do mody będzie solidnie ugruntowane.
Podsumowując
Modoterapię warto przeczytać, chociażby po to, aby mieć na jej temat własne zdanie. Osobiście, bardzo spodobała mi się ta publikacja, głównie dlatego, że jest inna niż inne i skupia się po trochu na różnych aspektach mody. Muszę także napisać, że urzekło mnie wydanie książki – przepiękna okładka, tłoczone litery, twarda oprawa, zakładka, ale przede wszystkim niezwykłe zdjęcia Celestyny Król i ilustracje Igora Kubika. Dobrze dobrana czcionka i wielkość liter sprawiają, że książkę czyta się z przyjemnością. Uwielbiam piękne rzeczy, a ta książka bez wątpienia do takich należy.