Dla kobiet, które noszą produkty marki Ila.Mak na co dzień lub zakładają je w sypialni skórki stają się symbolem wyzwolenia seksualności i sukcesu życiowego. Każda kobieta nadaje im indywidualne znaczenie, zakładając je z myślą o podniesieniu swojej atrakcyjności, prowokacji czy po prostu własnej przyjemności.
Skórki łódzkiej marki Ila.Mak są wytworem rąk Kamili – projektantki, a właściwie rzemieślniczki (tak woli być nazywana) i właścicielki marki. Z Kamilą spotykam się w jej pracowni na czwartym piętrze łódzkiego Pasażu Lido, by szczerze porozmawiać między innymi o tym jak zaczęła się jej historia, jaką misję realizuje jej marka oraz jakie przeszkody stoją na drodze rozwoju młodego biznesu.
Klaudia: Opowiedz mi swoją historię, a raczej – historię swojej marki.
Kamila (Ila.Mak): Ale szczerze?
Klaudia: Szczerze, tak zupełnie szczerze.
Ila.Mak: Szczerze, bardzo długo zawodowo nie robiłam nic, to było dość destrukcyjne przede wszystkim emocjonalnie i psychicznie. Zaczęłam od metalowej biżuterii a w zasadzie robiłam wszystko – skórę, metal – szukałam swojej ścieżki i formy, która mnie się podoba. Wszystko to co robiłam, co robię, wynika trochę z mojej fascynacji zbrojami, uprzężami – wiesz, kiedyś byłam zafascynowana samurajami. Cała koncepcja, a raczej wydarzenie, ponieważ nie było żadnej koncepcji marki, więc nazwijmy fakt jej powstania „wydarzeniem”.
Klaudia: Więc jak to się wydarzyło?
Ila.Mak: Czułam się splątana, zblokowana i wynajęłam pracownię i zaczęłam sobie dłubać. W sumie to jest tak, że te wszystkie plątania, to co się kojarzy z ubezwłasnowolnieniem kobiety również w kontekście seksualnym – nie ukrywam, że jakaś inspiracja fetyszami też tutaj jest – wbrew pozorom jest uwolnieniem. Uwolnieniem emocjonalnym, zawodowym i twórczym. Moja pracownia, moja marka to miejsca, w których mam całkowitą wolność. Nikt mi nie mówi co i jak wypada bądź nie wypada, nikt mnie nie ogranicza. Zwłaszcza, że te produkty na początku nie miały być fetyszowe. Oglądałam modowe zdjęcia i bardzo podobały mi się elementy tego typu, naszyjnik, uprząż – podkreślały kształty i to było super.
Klaudia: Kiedy zorientowałaś się, że to nie tylko dodatki modowe?
Ila.Mak: Znajomi i inni ludzie uświadomili mi, że jest to bardzo seksualne. Było to dla mnie szokujące odkrycie!
Klaudia: Tak, bo te produkty zazwyczaj odbierane są właśnie jako takie akcesoria seksualne, a nie odzieżowe.
Ila.Mak: Tak, jak najbardziej. Już po półtora roku się to trochę zmieniło, na pokazach mody, w modowych magazynach wszechobecne stały się chokery, które jakieś trzy lata wcześniej były typowo erotycznymi akcesoriami. W tej chwili noszą je zarówno nastolatki, jak i starsze kobiety, stało się to naturalne. I wydaje mi się, że z uprzężami noszonymi na białe bluzki czy bluzy też się tak stanie. To kwestia czasu. Przeglądałam ostatnio trendy na 2017 – zetknęłam się na akcesoria inspirowane fetyszem są obecne!
Klaudia: To ciekawe.
Ila.Mak: Dla mnie to takie intuicyjne splątanie ciała. Najpierw robiłam tylko dla siebie te uprzęże. Było to dla mnie pewnym uwolnieniem się.
Klaudia: Robienie ich czy noszenie?
Ila.Mak: I robienie, i noszenie, choć jednak bardziej robienie. Nie mam doświadczenia w „robieniu mody”, nie znam się na wykrojach, na wygodzie, naturalną koleją było więc noszenie swoich produktów, by sprawdzić, czy to w ogóle da się nosić!
Klaudia: I dało?
Ila.Mak: Oczywiście! Okazało się, że to jest wygodne, że to jest super. Pierwsze testy robiłam na ogromnych t-shirtach – nagle z takiego t-shirtu XXL robi się fajna sukienka, podkreślająca kobiece kształty. Ja, mimo słabości do mody streetwearowej, jestem bardzo prokobieca i wydaje mi się, że kobieta zawsze powinna być kobietą. Jest to nasza moc, nasza siła i bez skrępowania powinnyśmy to wykorzystywać.
Klaudia: Można wysnuć wniosek, że uprzęże, które służą do „spętania” kobiet stały się uwolnieniem?
Ila.Mak: Tak, zdecydowanie. Widzę to, kiedy przychodzą do mnie klientki, a mam różne klientki – od tych, które można nazwać „kocicami” i lubią takie akcesoria podkreślające ich drapieżny charakter po klientki, które są szarymi myszkami. Te ostatnie zakładają choker albo delikatną uprząż i widzę jak one się prostują, „robią się dzikie”. Dodaje im to pewności siebie.
Klaudia: Kobiety zwykle są niepewne siebie?
Ila.Mak: Wiele kobiet ma problem z flirtem, z interakcją z facetami. A to są akcesoria, które zwracaj męską uwagę. Od razu narzucają taki wątek, że nawet jeżeli ta dziewczyna wygląda zupełnie grzecznie, to siedzi w niej jakiś kociak pod skórą. To może być pretekstem do zaczepienia, do rozmowy.
Klaudia: Czy wszyscy odbierają Twoje produkty pozytywnie?
Ila.Mak: Ostatnio na Facebooku pewna dziewczyna napisała, że są to akcesoria, które poniżają kobiety, bo je plączą, bo kojarzą się typowo seksualnie. Odpisałam, że to tylko kwestia jej interpretacji.
Klaudia: A jakbyś chciała, by te dodatki były interpretowane? Mają służyć wyzwoleniu? Żeby „szara myszka”, zakładając takie skórki, bardziej wierzyła w siebie?
Ila.Mak: Na pewno pokazuje, że jest w niej coś drapieżnego. Skojarzeń może być milion. Paski, uprzęże, chokery mogą być idealne dla kobiet nieokiełznanych, które zakładając skórki chcą ująć się w jakieś ryzy. Jednak w 90% jest tak, że kobiety poprzez te dodatki chcą uwolnić swoją seksualność, trochę drapieżności, pewności siebie i swój charakter. Jedne zakładają t-shirty ze sloganem „Lubię ostry seks”, inne wolą coś, co nie jest do końca dosłowne, ale wciąż prowokujące. We współczesnej modzie chodzi o prowokację. Nawet doskonałe, klasyczne marki, one się bawią. Weźmy na przykład markę Dior – jeszcze rok temu charakteryzował się klasyką, baśniowością, a teraz? Biustonosze na wierzchu, chokery – przykład na to, że modą trzeba się bawić.
Klaudia: To pokazuje, że moda idzie do przodu, idzie za pokoleniem. Gdyby 10 lat temu ktoś zaproponował taki produkt… ludzie czuliby się zgorszeni.
Ila.Mak: Nadal czują się zgorszeni.
Klaudia: Naprawdę?!
Ila.Mak: Tak. Kto zna mnie, zna filozofię marki, nie ma z tym problemu. Natomiast jeśli jest to ktoś zupełnie z zewnątrz, kto ma zakodowane w głowie tylko stereotyp, to uważa skórki za prowokacyjne i kontrowersyjne.
Klaudia: No dobrze, one kojarzą się seksualnie, ale pokazując, jak można nosić te dodatki, np. na sukienkę czy t-shirt, każda osoba pokazuje odrębny styl i to nie zawsze jest nasycone seksem…
Ila.Mak: Obawiam się, że jako społeczeństwo jeszcze długo się nie przyzwyczaimy. Na początku bardzo chciałam walczyć ze stereotypem fetyszowym, ale teraz myślę, że warto to przekuć na swoją korzyść. Mamy teraz modę na feminizm, który kojarzy się z kobietami wyzwolonymi, mówiącymi swobodnie o tym, czego chcą.
Klaudia: Myślisz, że to jest misja i wizja marki, żeby mówić wprost o fetyszach, które nie do końca są fetyszami, lecz uwalniają kobiety?
Ila.Mak: Tak, uważam, że fetysze, nawet te typowo seksualne, erotyczne, którym ja nie kibicuję, są uwolnieniem. Jeżeli człowiek ma fetysze, to oswojenie się z nimi daje mu wolność seksualną, co z kolei przekłada się na jakość jego życia. Seks jest bardzo ważnym elementem naszego życia, jego brak często jest przyczyną frustracji u kobiet. Przekłada się to potem na każdy element ich życia. Albo tyją, albo są za chude, mają problemy w pracy… A radość z seksu, radość ze swojej pewności w łóżku, radość ze swojej relacji z facetem przekłada się na każdy element naszego życia. Więc wydaje mi się, że od tych interakcji międzyludzkich, od pewności siebie wszystko się zaczyna. Jeżeli nam się układa w sferze damsko-męskiej, erotycznej, to zaczyna się układać wszędzie. To jest nasza wolność, to jest czas, który pozwala nam się odciąć od problemów dnia codziennego. Nie ma znaczenia, czy będzie to tylko flirt czy świetny seks. Chodzi o moment wycięcia się z codzienności.
Klaudia: Gdzie tutaj miejsce na Twoje akcesoria?
Ila.Mak: Myślę, że te akcesoria noszone na co dzień dają większą możliwość znalezienia się w takich momentach, które są fajne, drapieżne, prowokacyjne. Często dyskutuję z kobietami na ten temat. Wystarczy pójść do urzędu w skórkach od razu pojawiają się pytania: „A co pani tu ma?”. I od razu zaciera się bariera między ludźmi.
Klaudia: Widać, że kochasz to co robisz. Widać to w produktach.
Ila.Mak: Po pierwsze, robię to, co lubię. Mam nienormowany czas pracy. Lubię to, że raz mam tydzień wolnego, a raz pracuję przez dwa tygodnie non stop. Lubię kontakt z ludźmi. Lubię to, że te produkty dobrze działają na moje klientki. Prowadzenie swojego biznesu jest fajne.
Klaudia: Jesteś dumna z tego co robisz?
I: Raczej podekscytowana. Jestem z wykształcenia artystką, plastykiem i fotografką, wiem, że końcowym elementem wszystkiego, co się robi, jest odbiór.
Klaudia: Nie przeszkadza Ci, że ludzie różnie to odbierają?
Ila.Mak: Nie! Cudownie, że te opinie w ogóle są. Krytyka mnie kształtuje.
Klaudia: najczęściej sprzedają się…?
Ila.Mak: Delikatne rzeczy. Ludzie w Polsce nie lubią nachalności.
Klaudia: Co Cię inspiruje w życiu?
Ila.Mak: Kocham kulturę, sztukę, media. Jestem absolutną fanką postmodernizmu. Sposobu w jaki postmoderniści przetwarzają rzeczywistość. Inspiruje mnie wszystko, bo postmodernizm jest wszystkim, jest miksem tego wszystkiego, co nas otacza. Lubię estetykę, którą tworzą rzeczy zupełnie do siebie nie pasujące. Nie wyobrażam sobie żyć w innej epoce, ciągle tworzymy nową jakość.
Klaudia: Czy Twój nastrój odbija się na Twoim produkcie?
Ila.Mak: Nie, zupełnie nie. Moje życie poza pracownią jest zupełnie innym życiem. A w pracowni jestem projektantką, nawet trochę dzikuską, mam swoje skórki, swoje lalki. Każde przyjście jest zaplanowane, zawsze wiem, co powinnam i co chcę robić.
Klaudia: Od początku robiłaś wszystko sama?
Ila.Mak: Pierwsze skórki wykonał dla mnie kaletnik. Problem był taki, że zajmowało mu to dużo czasu. Jak mogłam projektować i później czekać półtora miesiąca na przymiarki? Postanowiłam zaszaleć, sama kupiłam sobie dziurkacz i zaczęłam działać.
Klaudia: Od razu wiedziałaś co zrobić z tym dziurkaczem?
Ila.Mak: Nie, na początku było to kulawe. Wszystko odbywało się metodą prób i błędów.
Klaudia: Skąd bierzesz skóry?
Ila.Mak: Zaopatruję się w polskiej garbarni. Teraz zależy mi na powtarzalności. Łatwiej jest projektować mając świadomość materiału. Znalazłam odpowiedni typ skóry i się tego trzymam.
Klaudia: Jak długo istnieje marka?
Ila.Mak: Oficjalnie rok, nieoficjalnie – dwa lata.
Klaudia: Największe problemy w prowadzeniu biznesu to…?
Ila.Mak: Kody PKD, w ogóle nie wiedziałam jakie wybrać, dodałam ich chyba ze 40, ale to też wynikało z tego, że nie do końca jeszcze wtedy wiedziałam co będę robić. Druga rzecz to pierwsze transakcje międzynarodowe, może ludzie są bardziej ogarnięci w tych kwestiach, ale ja początkowo poległam.
Klaudia: Kody, transakcje, coś jeszcze?
Ila.Mak: Tak naprawdę największy problem młodych modowych firm i nawet nie młodych, ale też nie megabrandów to dystrybucja, znalezienie płynnych kanałów dystrybucji, które zapewni stabilność finansową.
Klaudia: Znam to, własny biznes to finansowa studnia bez dna!
Ila.Mak: dokładnie, w firmę cały czas muszę inwestować pieniądze. To nie jest tak, że kupiłam skóry, części i jest super. Każdy event, każda promocja, nawet wysyłanie paczek do blogerek, mediów czy na sesję zdjęciową – kosztuje. Miesięcznie robią się z tego spore sumy, które tak naprawdę są tymi drobnymi kosztami prowadzenia działalności. Przyznam też szczerze, że czasem sprzedaję swoje produkty w miejscach, w których nie do końca chciałabym sprzedawać, ale robię to ponieważ z tego żyję, to pozwala mi się utrzymać. Bardzo trudne jest też dotarcie do ważnych ludzi w świecie mody, magazynów modowych i marketing.
Klaudia: Rozumiem, że ta sprzedaż pozwala Ci na dalsze działania. A co do kontaktów, to chodzi o dotarcie do dziennikarzy, do osób kształtujących opinię?
Ila.Mak: Chodzi o to, że tak naprawdę jeśli ktoś znany, ktoś kto ma pozycje w świecie mody nie podpisze się pod jakąś marką to tej marki nie ma. Na facebooku jest pełno marek, które mają po 10, 20 tysięcy polubień, ale to tak naprawdę marki „nikt”, marki bez świadomości. W Polsce tą świadomość kształtują magazyny, do których dotrzeć jest bardzo ciężko.
Klaudia: Udało Ci się znaleźć w jakimś magazynie ze swoim produktem?
Ila.Mak: Tak, mój produkt pojawił się w Elle!
Klaudia: Przełożyło się to na sprzedaż?
Ila.Mak: Tak, bardzo! Przełożyło się też na postrzeganie Ila.Mak. Nagle stałam się marką modową, bo pojawiłam się w Elle – to była niesamowita siła rażenia 1cm druku. Dla mnie to ogromne wyróżnienie, uważam to za swój największy marketingowy sukces. Wracając jeszcze do problemów młodych projektantów, to także dotarcie do ludzi, którzy mogą pomóc marce.
Klaudia: Ciężko jest się dodzwonić, „dopisać”?
Ila.Mak: Ogółem kontakt jest utrudniony, ciężko jest się dodzwonić, dopisać do kogoś kto ma coś do powiedzenia w świecie mody. Oczywiście stylistów jest dużo ale wiem, ze swojego doświadczenia, że nawiązanie tej relacji jest trudne.
Klaudia: Ale zdarza Ci się wysyłać biżuterię na sesje?
Ila.Mak: Jasne. Nawet jak dzwoni do mnie fotograf amator i przyznaje się, że jest amatorem, ale chciałby wykorzystać moje skórki w sesji, nie ma problemu, wysyłam. Mam serię rzeczy przygotowanych specjalnie na sesje. Poczta pantoflowa 🙂 Natomiast „pchnięcie” biżuterii na wyższą półkę (biznesową) jest niezwykle trudne. Kiedyś ułatwiały to imprezy, tygodnie mody. W tej chwili nie ma to żadnego wydźwięku. Chyba że miałabym duży budżet… Pieniądze dają luksus działania. Bez środków finansowych postęp jest możliwy, ale czasochłonny.
Klaudia: Największa porażka?
Ila.Mak: Porażka byłaby wtedy, gdybym musiała zwinąć skórki i iść na etat.
Klaudia: Czy Twoje produkty, a co za tym idzie, Twoja marka jest luksusowa?
Ila.Mak: Dla mnie tak. Produkt jest drogi (śmiech), co dzisiaj jest wyznacznikiem luksusu. Używam dobrej skóry i dodatków, wszystkie swoje produkty robię ręcznie.
Klaudia: Masz przed oczami kobietę, dla której tworzysz?
Ila.Mak: Nie widzę kobiety, widzę lalkę. Może dlatego, że myślę o kobietach, które noszą moją biżuterię, a noszą je bardzo różne kobiety? Nie mam sylwetki idealnej kobiety-klientki.
Klaudia: Najlepsza stylizacja z udziałem Twojej biżuterii to…?
Ila.Mak: Każda stylizacja mnie cieszy, ale jedna zdecydowanie utkwiła mi w pamięci. Przyszła do mnie Pani w garsonce i w białej koszuli. Niestety koszula się ubrudziła. Co zrobiła? Zdjęła ją, a uprząż nałożyła na… gołe ciało. Marynarka nie zakryła tego gigantycznego dekoltu… 😉 Wyglądała świetnie!
Klaudia: Dodajesz kobietom powera.
Ila.Mak: One go mają, ja pomagam im go uwolnić. Wielokrotnie dziewczyny przychodzą po choker w rozmiarze S, a wychodzą z szerszym albo nawet biusterem! I czują się cudownie!
Klaudia: Sama zajmujesz się prowadzeniem marki?
Ila.Mak: Tak. Sama wszystko ogarniam.
Klaudia: Jak wygląda Twój typowy dzień?
Ila.Mak: Rano przy kawie odpowiadam na maile. Później praca, pracownia. Prawie codziennie tak jest, jeśli nie wysyłam swoich produktów albo ich nie tworzę, to i tak przebywam w pracowni – myślę o rozwoju marki.
Klaudia: Przepis na sukces?
Ila.Mak: Nie wiem, a masz jakąś receptę? (śmiech) Najpierw trzeba określić czym jest sukces. Zawsze mi wszystkiego mało. Na pewno przepisem na sukces jest cierpliwość i szczęście – znalezienie się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
Klaudia: Co by musiało się stać, żebyś powiedziała „Wow! Odniosłam sukces”?
Ila.Mak: Vogue! Gdyby w jakiejkolwiek ich stylizacji pojawiła się moja biżuteria.
Klaudia: Warto się rzucić na głęboką wodę?
Ila.Mak: Warto. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza. Poza tym musiałam zarabiać, musiałam za coś żyć. Trochę żałuję, że nie zrobiłam tego mądrzej, że nie założyłam firmy, będąc na etacie – wtedy po prostu byłoby mi łatwiej, miałabym większe możliwości działania.
Kamili bardzo dziękuję za szczerą i świetną rozmowę!
A Was odsyłam do zapoznania się z marką:
www.ilamaksklep.pl
www.facebook.com/world.of.ilamak
www.instagram.com/ila.mak